sobota, 3 września 2016

Z wizytą w Driel

Dwa tygodnie temu wróciliśmy z chóralnej wizyty w Holandii. Naszą współpracę z chórem Impuls z Driel kontynuujemy od lat. Co kilka lat odwiedzamy naszych przyjaciół z Holandii, a oni co kilka lat odwiedzają nas dając koncert w naszym kościele.

Tym razem wielu z chórzystów nie mogło pojechać. Koncert w Holandii stał pod znakiem zapytania. Dzięki Bogu i ochotności serc przyłączył do nas zespół Be Happy z Pierśćca, prowadzony przez naszego byłego chórzystę Janka Stebla.
Połączenie Be happy z Cantate ( ;) ) okazało się wyjątkowo trafionym pomysłem. Po pierwsze powstały chór mógł dwukrotnie koncertować (w goszczącym nas Driel oraz w niedalekim Wageningen). Po drugie, słuchacze koncertów i uczestnicy niedzielnego nabożeństwa (na którym usługiwaliśmy pieśnią) mogli pocieszyć swe serca oglądając tak wiele młodzieży w szeregach powstałego chóru. Gospodarze ubolewali nad tym, że Kościół w Holandii starzeje się i brak młodych, aktywnych ludzi. Mało jest osób z dziećmi. Tymczasem w naszym chórze przekrój wiekowy chórzystów był pokaźny, a średnia wieku... Myślę, że niezależnie od doznań artystycznych po naszych występach, mogliśmy być obrazem porozumienia międzypokoleniowego oraz obrazem niezależności między chęcią opowiadania (opiewania) Ewangelii a wiekiem.

Oprócz koncertów, które odbyły się na początku i końcu naszego tygodniowego pobytu mieliśmy czas na odwiedzenie kilku ciekawych miejsc. Niewątpliwie, Driel i okolice są ważne dla Polaków z uwagi na ich zasługi historyczne. W sercu Driel stoi pomnik postawiony ze składek osób prywatnych, chcących upamiętnić polskich bohaterów, którzy w czasie II wojny światowej bronili ludności cywilnej z Driel. Przez wiele lat nie byli oni bowiem oficjalnie uhonorowani. Aby dowiedzieć się więcej warto było odwiedzić pobliskie Centrum Informacji Polacy z Driel, które mieści się w kościele katolickim. 
W sobotę byliśmy w ZOO w Arnhem, które jednocześnie wszystkim polecamy - przepiękna część akwariowa i tropikalna, dużo przestrzeni dla zwierząt oraz duże place zabaw dla dzieci (co docenią zmęczeni zwiedzaniem rodzice ;)). W kolejnym dniu z poziomu wody (przejażdżka łódką) i chodnika (spacery) zwiedziliśmy tzw. wenecję Holandii czyli miasteczko Giethorn.Wstąpiliśmy także do Hattern, gdzie mogliśmy zobaczyć jeden z nielicznie widzianych już starych, drewnianych wiatraków. Spacerowaliśmy także po malowniczym Delft oraz zasmakowaliśmy serów w Goudzie (ciekawostka: po holendersku miasto Gouda brzmi dla Ślązaka znajomo - Hołda :)) oraz poplażowaliśmy na plaży niedaleko Hagi.

Był też czas na zacieśnianie więzi z naszymi gospodarzami na pikniku czy przy wieczornych filiżankach herbaty lub.... Czasem w większym gronie udało się zjeść wspólną kolację.
Wyjazd uważamy za udany.